18 stycznia 2006 | [i]"Ks. Twardowskiego poznałam osobiście jakiś rok temu... byłam u Niego kilkakrotnie- w małym pokoiku pełnym kolorowych aniołków i biedronek, wszechobecnych biedronek... Jego poezja pomogła mi przetrwać ciężkie cierpienie, bo jak Sam mawiał "czasem przyjąć wszystko od Boga, nawet cierpienie, to więcej niż ofiarować"... Napisałam do Niego list, odpowiedział... przyszłam do Niego, uśmiechnął się... zapłakałam przy Nim, ucałowar moją dłoń... spowiadał do końca. Był wspaniałym przyjacielem... [br]przychodziłam często z moimi przyjaciółmi do Niego... ostatnim razem gdy byłam zobaczyłam nad drzwiami element, który nie pasował do reszty kolorowego wystroju pokoiku... nad drzwiami wisiał obraz utrzymany w bardzo ciemnej konwencji... był na nim Pan wiszący na krzyżu. Obraz zdawał się być odzwierciedleniem momentu, gdy Jezus brał ostatni wdech, gdy jeszcze był żywy, ale już tam... ks.Twardowski z racji bardzo zaawansowanego wieku podczas rozmowy
uciekał gdzieś myślami i stawał się nieobecny, mocno nieobecny... jego wzrok utkwiony był w obraz. Wiedziałam, że w takich chwilach nie należało przeszkadzać.[br]Zawsze dziękował za pamięć i cieszył się z tego jak mówiłam, że ma oddzielną półkę w Empiku w dziale "poezja polska". Pytał skromnie: to ludzie to naprawdę czytają? [br]Kiedyś jak byłam na większym spotkaniu z ks.Twardowskim, jakaś pani zapytała czy Ksiądz pamięta swój pierwszy wiersz. Odpowiedział, że ostatniego nie pamięta, a co dopiero pierwszy...[br]Teraz jest szczęśliwy, bo Tam są sami ludzie, którzy pamiętali Go dzieckiem, nie ks. Janem, lecz Jasiem... Jasiem, którego łatwo się wyrzec, a tak trudno utracić..."[/i][br][br][i]Beatka Lipska[/i]